★ ★ ★

Gallery

niedziela, 23 lutego 2014

Kamil - wrażenia po strzelance we Wrocławiu

Dojazd

W sobotę ok. 16 dostałem smsa od Bartka z zaproszeniem na wymianę kompozytu na Kiełczowie. Nie wiedziałem, czy będę mógł pojechać, bo musiałem zapytać się rodziców o zgodę i wgl. O 21:40 wrócili do domu i widzę, że tato już wyjeżdża na zakupy, więc szybko "zaatakowałem" rodziców nowiną o moich planach. Mama się załamała - niezbyt lubi moje hobby, a tato strzelił facepalma, że mówię teraz dopiero. No cóż, jak ich tyle nie było i nie odbierali... :D Ostatecznie dostałem 20min na zebranie ekwipunku i spakowanie się, żeby pojechać do babci i dziadka, spędzić u nich noc i wstać rano na pociąg. Razem ze mną pojechał mój kumpel. Pociąg mieliśmy o 6:33 dlatego wstaliśmy już o 5 rano. Czułem się jak po mocnej imprezie, ale dałem radę. Wyruszyłem na dworzec o 6 rano. Trochę niepokoiło mnie to, że na każdym rogu mojej trasy wisi kamera monitoringu miejskiego, a bardzo podejrzanie wygląda ktoś idący w mundurze, kamizelce, z wypchanym plecakiem i dwiema giwerami zawiniętymi w siatkę maskującą i podszewkę od poduszki. Byłem ciekaw, czy pojawi się zaraz jakiś patrol interwencyjny, żeby mnie zgarnąć. Największe nerwy dopadły mnie, gdy pod jedną z kamer wypadły mi z kieszeni spodni dwa pistolety, a ja musiałem je podnieść. Szybko oddaliłem się inną trasą na dworzec, na który dotarłem o godzinie 6:15
W pociągu chcieliśmy spać, lecz nie mogliśmy. Ekscytowałem się tym, że sprawdzę się jako snajper. Moją M4 wziąłem dla kumpla. Do tego zapakowałem nowiutkiego Rugera MK1 od  KJW oraz Glocka17 od KSC/KWA. Na siebie założyłem nowy mundur multicam (camogrom helikona) oraz nową kamizelkę z ładownicami też w multicamie.
Przed 8 byliśmy na dworcu głównym PKP. Zadzwoniłem do Bartka i po krótkiej rozmowie doszliśmy do wniosku, że sam z kumplem pojadę na grunwaldzki, ponieważ nasz przewodnik nie zdążył na tramwaj :D
Ogólnie nie chciałoby mi się pchać tyle czasu na zwykłą strzelankę i wydawać pieniądze na bilety, ale uznałem, że czas najwyższy osobiście spotkać się z Bartkiem, którego w moich odczuciach śmiało mogę nazywać jednym z najlepszych kolegów, jakich mam. Poszliśmy wypić kawę, bo razem z Patrykiem (kolega, z którym przyjechałem) lataliśmy po ziemi i ścianach z niewyspania :D
Na miejscu zbiórki dołączyło do nas parę osób, wsiedliśmy w autobus, w który pakowało się coraz więcej osób z replikami i w mundurach. Starsze panie jadące z nami wyraziły swoje zadowolenie, że młodzież aktywnie spędza czas i chwalące nasz wygląd.

Pierwsze problemy

Na Kiełczowie musiałem wyzerować lunetę pod kulki 0,36. Niestety, nie widziałem ich kompletnie przez to, że są zielone. Z pomocą przyszedł mi Hubert, który sprzedał mi tanio słoik białych kulek 0,30g MadBulla. Kulki jednak cały czas skręcały w prawo w stosunku do punktu celowania. Luneta nie była w osi karabinu... Przeklęte pierścienie montażowe. Jednocześnie okazało się, że Ludi spierdzielił po raz kolejny moją M4, która rozwaliła się w ten sam sposób co ostatnio - poszła zębatka kolejna. Szlag jasny mnie trafił. Na szczęście miałem rugera, który jest naprawdę potężnym pistoletem o zasięgu szturmówki, więc dałem go kumplowi.
Bartek ofiarował swoje ciało dla celów regulowania lunety. Wystawił mi się jako cel na balkonie budynku. Pierwsze dwa strzały spudłowałem, ale potem weszły w rękę oraz pośladki. Wiedziałem już, jak mam celować, by trafiać.





Ruszyliśmy do akcji. Szybko zgarnąłem pierwsze trafienie, zostałem "zabity" dwa razy, a potem rozległ się krzyk "STOP! POLICJA". Ktoś wezwał policję, ktoś nie zadbał o legalność strzelanki, zostaliśmy wyproszeni z budowy. Pojechaliśmy na Kozanów na "grzyba"

Kozanów 

Gdy już dotarliśmy na "Grzyba" szybko rozstawiliśmy się ze sprzętem, udało mi się bardziej wyregulować lunetę. Ruszyliśmy do akcji. Zgarnąłem trafienie z ok. 30 metrów w korpus, następnie pracowałem jako spotter, gdyż patrząc przez lunetę podawałem namiary na przeciwników. Potem zgubiłem jedną część mocującą lunetę. Trzymała się stabilnie na drugiej. Jest plus tego wydarzenia - luneta w końcu zgrała się z osią karabinu :D

Jestem szczególnie dumny z jednego trafienia. Zauważyłem, że w dość znacznej odległości ok. 65-70 metrów w rowie leży przeciwnik. Widać mu było tylko głowę i karabin. Naprowadziłem krzyż celowniczy na środek jego twarzy i pociągnąłem za spust. Kulka spadła co najmniej 10 metrów przed nim - za słabe podkręcenie kulki. Ustawiłem mocniejsze, zmieniłem ustawienie lunety. Zaczął wiać wiaterek. Poczułem się jak prawdziwy snajper na misji. Wziąłem poprawkę na wiatr, naprowadziłem ponownie krzyż celowniczy na twarz przeciwnika, wstrzymałem oddech, delikatnie pociągnąłem za spust, żeby nie zerwać strzału. Karabin lekko drgnął, gdy kulka wylatywała z lufy. Widziałem jej lot. Wzbiła się lekko do góry, by opaść w dół i trafić przeciwnika prosto w twarz. Było to z pewnością bolesne, ale cóż, nie dał mi innego miejsca do trafienia ;)

Udało mi się jeszcze zajść od tyłu trzech wrogów, którzy siedząc w rowie zasypywali moich gradem kulek. Położyłem się na ziemi i zacząłem strzelać. Szybko zgarnąłem dwóch, ale jeden pomimo otrzymania dwóch postrzałów nie zszedł z rowy, więc trafiłem go w wypięte poślady i krzyknąłem, że dostał. W końcu zszedł

Nie jestem jednak nieśmiertelny. Zostałem wielokrotnie trafiony w głowę. Nie założyłem hełmu... Pierwszy raz seria trafiła mnie w skroń i przeciągnęła się na ucho.
Drugi raz, gdy przebiegałem obok Bartka, usłyszałem głośne uderzenia kulek i drganie okularów. Właśnie dostałem serię w oczy. Kocham moje okulary.

Powrót

Zakończyliśmy grę, spakowaliśmy się, pożegnaliśmy z kolegami i ruszyliśmy na autobus. Bartek towarzyszył nam do ulicy bodajże Długiej, gdzie się pożegnaliśmy. Mam nadzieję, że nie na kolejne dwa lata ;)
Na dworcu PKS kupiłem gorącą herbatę, gdyż zaczęły strasznie boleć mnie gardło i głowa.
Chciałem iść do kościoła na mszę w Świdnicy. Zdążyłbym, ale czułem się tak koszmarnie, że u babci natychmiast zasnąłem. Teraz wpieprzam rutinoscorbin, tabletki do ssania i syrop. Jutro muszę być na chodzie.

Wrażenia

Nie była to moja najlepsza strzelanka, ale nie była też tą najgorszą. Cieszę się z moich trafień. To świetne uczucie widzieć w lunecie lot wystrzelonej kulki i to, jak trafia w przeciwnika.
Żałuję, że nie zrobiliśmy żadnych lans-foci na fejsa :/
Dzięki wielkie za zaproszenie Bartek. Dobry dzień to był. :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz